email: agnieszka.ewa.podlesna@gmail.com, tel. 697-997-155

Zdjęcie pochodzi z Unsplash.

Emocje: zapraszam!

Emocje kochasz i szanujesz? Czy wręcz odwrotnie? Nie poświęcasz im uwagi, omijasz szerokim łukiem, licząc, że kiedyś w końcu przestaną utrudniać Ci życie? Próbujesz je utknąć, a te wyłażą w najmniej odpowiednim momencie. Próbujesz usunąć, a te są nieprzejednane i nie chcą zniknąć.

Czy masz tak, że przeżywanie życia jest czasem za trudne?

Zamiast czuć, sięgasz po kolejną czekoladę, kończysz każdy dzień lampką wina lub trenujesz bez końca? A może oglądasz serial za serialem, zawieszasz się przy mediach społecznościowych lub śpisz, kiedy tylko możesz… Nie musi tak być.

Możesz zaprosić emocje do swojego życia. I żyć w wolności i sprawczości.

Jeśli nie masz w tym obszarze dobrego doświadczenia, prawdopodobne napotkasz tu na różne przeszkody. 

Po pierwsze możesz się bać, że jak już otworzysz się na świat swoich emocji, to ten świat zacznie Tobą rządzić i że sobie z nim nie poradzisz. Ta obawa jest po coś. Zazwyczaj przychodzi, bo chce zadbać o bezpieczeństwo, zaufanie, spójność. Warto jej podziękować, że jest, że się o nas troszczy. Warto też sprawdzać, jak możemy zadbać o to bezpieczeństwo, jednocześnie otwierając się na swoje emocje.

(W tym miejscu przypomina mi się sesja, kiedy moja klientka niemal nie mogła oddychać, ponieważ bała się odsłonić swój ogromny smutek. Obawiała się, że ten ją zaleje, kiedy pozwoli sobie go poczuć. Jakie wielkie było jej zdumienie, kiedy okazało się, że otworzyła się na swoje łzy w takim wymiarze, który tego dnia był dla niej dobry i że – koniec końców – odkryła w sobie zasoby, które pozwoliły jej ochronić się przed zalaniem tym smutkiem. Ta klientka kończyła tę sesję z doświadczeniem odzyskanej siły i chęci do życia i działania.)

Kiedy chcemy zaprosić emocje do naszego życia, możemy napotkać też na inną przeszkodę. Chcemy w końcu wiedzieć, co czujemy, ale nie wiemy, skąd mamy to wiedzieć. Czasami jesteśmy w stanie rozpoznać jedynie złość, bo ta, gdy przychodzi, jest tak wyrazista, że trudno jej nie zauważyć. No ale nic poza złością nie jest jakoś czytelne. 

Skąd zatem możemy wiedzieć, co czujemy? Z ciała. Ono to wie i jest gotowe nam to mówić. Ból brzucha, spięty kark, spocone ręce, uginające się kolana? A może przytkane gardło, spłycony oddech lub ściśnięta szczęka? To oznaki naszych emocji. Te nigdy nie kłamią. Nasza głowa będzie nieraz udawała, że wszystko jest ok, a tymczasem nasze ciało będzie mówiło co innego. Warto się przy nim zatrzymać, posłuchać… Krok po kroku, słowo po słowie, uczyć się języka swojego ciała.

Chyba że z naszym ciałem nam też nie po drodze. Wydaje się nam wtedy, że ciało też nic nie czuje. Co warto wówczas robić? Można powoli wchodzić z ciałem w kontakt. Sprawdzać systematycznie jak się ma. Najpierw w tych momentach, kiedy wszystko dzieje się po naszej myśli. Dopiero później ucząc się reakcji swojego ciała, kiedy jest nam trudno. 

Można robić sobie w ciągu dnia takie stopklatki i skanować swoje ciało po kawałku. Sprawdzać, jak się ma nasza głowa, szyja, ramiona, plecy… I tak po kolei, aż po palce naszych stóp. Proste, może dziwne na początku, a jednak z czasem wiele wnoszące. 

Jednocześnie można szukać swoich emocji jeszcze innymi drogami. Te chcą być wysłuchane i wzięte pod uwagę, więc dają o sobie znać też na inne sposoby. Są ukryte pod naszymi słowami, myślami czy działaniami. By je odczytać, potrzebujemy się zatrzymać i włączyć uważność. Choć to bywa trudne, to jest jednak możliwe.

Wyzwaniem na drodze do świata naszych emocji mogą też być ludzie, którzy biorą odpowiedzialność za to, co czujemy. Nie potrafią zobaczyć, że nasze emocje są nasze, że są o nas, o naszych zaspokojonych lub niezaspokojonych potrzebach. Wtedy tacy ludzie szukają natychmiast rozwiązań naszych problemów, doradzają, moralizują, dopytują. Jeśli widzimy, że to nie jest dla nas służące w danym momencie, możemy im podziękować za chęć wsparcia i powiedzieć, czego tak naprawdę wtedy potrzebujemy. Być może będzie to bycie wysłuchanym, zrozumianym, zaakceptowanym. Tylko tyle i aż tyle. 

Obecność i towarzyszenie osoby, która nie boi się emocji i akceptuje je wszystkie, to może być dla nas kluczowe doświadczenie. Być przyjętym z tym, co się czuje, bez oceniania i doradzania, bez pospieszania czy zaprzeczania… To krok podstawowy w zaprzyjaźnianiu się ze swoimi emocjami i nabieraniu do nich zaufania.

Jeśli potrzebujesz wsparcia na na tej drodze, zapraszam Cię do kontaktu. Niezmiennie zachęcam Cię też do odwagi w proszeniu o wsparcie (także tych, którzy są na wyciągnięcie Twojej ręki).

 

Jeśli potrzebujesz jakiejś zmiany o obszarze przeżywania emocji…

Chcesz dostawać ode mnie krótkie inspiracje do Twojego rozwoju?

Daj mi znać, a raz w miesiącu w Twojej skrzynce pojawi się list ode mnie.

.